Richard Paul Evans… Wiele kobiet zachwyca się jego
powieściami. Czy ja także? Przekonacie się, bo miałam ostatnio okazje
przeczytać „Zegarek z różowego złota” i… nie zachwyciłam się. Nie miała ona,
moim zdaniem, żadnego wielkiego przesłania lub morału wynikającego z historii,
jak to w innych książkach tego autora bywa. Ale o treści…
David Parkin, bogaty człowiek, który ma hopla na punkcie
zegarów. Do swego biura zatrudnia pewną kobietę – MarryAnne. Mężczyzna z każdą
chwilą marzy o poślubieniu owej tajemniczej kobiety, a w jej towarzystwie czuje
się wyśmienicie, jak nigdy wcześniej. MarryAnne to jego wymarzona kobieta,
wybranka serca i co tam jeszcze wolicie.:) Po czasie okazuje się, że kobieta
jest w ciąży. Ale nie z Davidem… Otóż ze swoim dawnym narzeczonym. Wtenczas
David proponuje jej ślub. Tak tez się dzieje. Bo państwo młodzi są w sobie
szalenie zakochani. Na świat przychodzi Andrea, ich córka. Zdawałoby się, że
MarryAnne, nigdy wcześniej nie była szczęśliwsza. Zaś David nie odczuwa braku
genetycznego ojcostwa. Życie jak marzenie, jednak ich sielanka nie trwa długo…
Lawrence to przyjaciel Davida i… jest Murzynem. Niby nic,
ale w tamtych czasach (mamy rok 1900) „kolorowi” byli potępiani tylko dlatego,
że mieli inny kolor skóry. Można pomyśleć, że w tym przypadku jest inaczej.
Ludzie poznają tego „dziwnego” mężczyznę i są nim oczarowani, twierdzą, że ma
on bogatą duszę, a zarazem przekonują się, że nie kolor skóry dzieli nas na
dobrych i złych. Lawrence dostaje w spadku od przyjaciółki zegarek z różowego
złota. Miły gest, który rozwinie akcję tej powieści. Bo siostrzeniec zmarłej
kobiety, pijaczyna, w spadku nie dostał nic. A ciotka była przecież bogata.
Zawładnięty złością i chęcią zemsty pragnie wymierzyć sprawiedliwość na własną
rękę. Pragnie zabić Lawrence`a, jednak zostaje postrzelony swoją własną bronią.
Lawrence zdążył się obronić.
David, usłyszawszy strzał, biegnie do chaty mężczyzny i
oddaje się w ręce policji w geście obrony przyjaciela. Chęć zemsty
wypowiedziana przez wspólników zabitego mężczyzny jest wysoka. Poddają Murzyna
torturom, a Davidowi podpalają dom, w którym ginie jest trzyletnia córeczka.
Przemiana, jaka dokonuje się w bohaterach tej powieści jest
ogromnie pozytywna. Ale… nic więcej. Książkę czyta się szybko, rozwój akcji
jest równie szybki. „Zegarek…” przypomina mi bardziej opowieść o przemijaniu.
Ale taka kolej rzeczy. Książka Evansa nie ma w sobie nic, co mogłoby mnie
zaskoczyć. Jest to krótka opowieść o rodzinie, którą spotkało nieszczęście, ot
co. To druga książka autora, którą miałam okazję przeczytać. I po raz drugi mówię
mu NIE. Nie przekonują mnie jego historie, wręcz wydają się błahe. Ale wiem, że
w kręgu moich znajomych blogerów jest wiele zwolenniczek powieści Evansa. Ja,
niestety, do tego kręgu się nie wliczam. Pozdrawiam!
Moja ocena 6/10