Dziś, w ten
chłodniejszy, poniedziałkowy dzień, przedstawiam Wam książkę Wandy
Majer-Pietraszak. „Kwitnący krzew tamaryszku” to obszerne tomisko, z którym
spędziłam dużo czasu. Z początku było ciężko, akcja ciągnęła się wolnym tempem…
Ale w połowie już cierpiałam, że moje spotkanie z bohaterami książki niedługo
dobiegnie końca. Bo to jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Na początku nie
wiadomo o co ze sobą rozmawiać, a później… ciężko się rozstać.
Po spotkaniu
zorganizowanym dla przyjaciół sprzed laty, Maria, niżej nazywana Myszką, wraca
do domu, gdzie mąż oświadcza jej, że odchodzi. Odchodzi do innej, młodszej,
ładniejszej. Zakochał się. Kobieta wyjeżdża i odnajduje swoje miejsce w domku
krewnych na wsi. Dołącza do niej przyjaciółka sprzed lat, Barbara, pielęgniarka,
której głównym zajęciem powinno być zajmowanie się wnukiem. Przynajmniej tak
uważa jej egoistyczny syn. Do kobiet dołącza także Iwona, której szczęście
również jest nie po drodze, a największym marzeniem jest podróż do Afryki. Jest
jeszcze Jaśka, mieszkająca za granicą. Ale o niej autorka milczy. Wiemy jedynie, że
jest lesbijką i wzięła z inną kobietą ślub w Danii.
Czy dla kobiet zaświeci
jeszcze słońce? Czy do zdradzonej Myszki uśmiechnie się jeszcze los? Los
potrafi być zawrotny, a czasem i rozstanie ma swoje pozytywne strony,
przynajmniej dla tej bohaterki. W ostateczności Piotr ginie w wypadku. Więc i o
niego Bóg się upomniał, karząc go najsroższą karą. Marysia może w końcu
odetchnąć, wrócić do pasji z młodości, rozwijać się i… myśleć o dziecku. A kawalerów
kilku też by się znalazło. Czy kobiecie uda się otworzyć serce na miłość?
Ciężko było mi się
rozstać z bohaterami tej książki, mimo że akcja płynęła swoim powolnym tempem.
Nie polecam tej książki na zatłoczoną plaże; ja nic nie rozumiałam z czytania.
Czytajcie ją w ciszy i w spokoju, relaksując się. Jeżeli chodzi o minusy, czasami
dobijały mnie „wykwintne dialogi”, które doprowadzały mnie do szału. Były
sztuczne. Ale w ostateczności polecam ten utwór, bo „Kwitnący krzew tamaryszku”
to powieść, która utwierdza nas w przekonaniu, że po każdej burzy wychodzi
słońce, a po każdej zimie nadchodzi wiosna. Trzymam się tej myśli jak brzytwy i
szukam więcej takich książek, ponieważ zmusza mnie do tego moja obecna sytuacja
życiowo – związkowa. A Myszce, głównej bohaterce, kibicowałam z całego serca.
Sama chciałabym być taka silna jak ona. A Wy czytaliście? Macie swój egzemplarz
na półce? Podzielcie się ze mną swoją opinią… ;-)
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję pani Annie Małysiak z Business & Culture.
Książka
bierze udział w wyzwaniu CZYTAM OPASŁE TOMISKA
Tytuł: Kwitnący krzew tamaryszku
Autor: Wanda Majer-Pietraszak
Wydawnictwo: Warszawskie
Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Liczba stron: 560
Moja ocena: 6+/10
Mam zamiar przeczytać:)
OdpowiedzUsuńPolecam, miła lektura, :)
UsuńJeszcze nie czytałam, ale mam w planach, ciekawe czy mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńBędę czekała na Twoją recenzje :)
UsuńMój egzemplarz czeka na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
No to zobaczymy czy Tobie się spodoba. :)
UsuńZaciekawiłaś mnie:) Książka wydaje się być idealna dla mnie:)
OdpowiedzUsuńKażdy szuka czegoś innego w książkach, ale myślę, że i Tobie się spodoba. :)
UsuńCzytałam tę książkę jakiś czas temu i mnie również przypadła do gustu, choć przyznać trzeba, że momentami cała historia była nieco naiwna, zbyt sielankowa :)
OdpowiedzUsuńNaiwna, naiwna. A dialogi zbyt wyuzdane i takie teatralne... Ale całość wychodzi całkiem sympatycznie. :)
UsuńMoże być interesująco, chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuń