poniedziałek, 20 lipca 2015

"Kwitnący krzew tamaryszku" Wanda Majer-Pietraszak


Dziś, w ten chłodniejszy, poniedziałkowy dzień, przedstawiam Wam książkę Wandy Majer-Pietraszak. „Kwitnący krzew tamaryszku” to obszerne tomisko, z którym spędziłam dużo czasu. Z początku było ciężko, akcja ciągnęła się wolnym tempem… Ale w połowie już cierpiałam, że moje spotkanie z bohaterami książki niedługo dobiegnie końca. Bo to jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Na początku nie wiadomo o co ze sobą rozmawiać, a później… ciężko się rozstać.

Po spotkaniu zorganizowanym dla przyjaciół sprzed laty, Maria, niżej nazywana Myszką, wraca do domu, gdzie mąż oświadcza jej, że odchodzi. Odchodzi do innej, młodszej, ładniejszej. Zakochał się. Kobieta wyjeżdża i odnajduje swoje miejsce w domku krewnych na wsi. Dołącza do niej przyjaciółka sprzed lat, Barbara, pielęgniarka, której głównym zajęciem powinno być zajmowanie się wnukiem. Przynajmniej tak uważa jej egoistyczny syn. Do kobiet dołącza także Iwona, której szczęście również jest nie po drodze, a największym marzeniem jest podróż do Afryki. Jest jeszcze Jaśka, mieszkająca za granicą.  Ale o niej autorka milczy. Wiemy jedynie, że jest lesbijką i wzięła z inną kobietą ślub w Danii.

Czy dla kobiet zaświeci jeszcze słońce? Czy do zdradzonej Myszki uśmiechnie się jeszcze los? Los potrafi być zawrotny, a czasem i rozstanie ma swoje pozytywne strony, przynajmniej dla tej bohaterki. W ostateczności Piotr ginie w wypadku. Więc i o niego Bóg się upomniał, karząc go najsroższą karą. Marysia może w końcu odetchnąć, wrócić do pasji z młodości, rozwijać się i… myśleć o dziecku. A kawalerów kilku też by się znalazło. Czy kobiecie uda się otworzyć serce na miłość?

Ciężko było mi się rozstać z bohaterami tej książki, mimo że akcja płynęła swoim powolnym tempem. Nie polecam tej książki na zatłoczoną plaże; ja nic nie rozumiałam z czytania. Czytajcie ją w ciszy i w spokoju, relaksując się. Jeżeli chodzi o minusy, czasami dobijały mnie „wykwintne dialogi”, które doprowadzały mnie do szału. Były sztuczne. Ale w ostateczności polecam ten utwór, bo „Kwitnący krzew tamaryszku” to powieść, która utwierdza nas w przekonaniu, że po każdej burzy wychodzi słońce, a po każdej zimie nadchodzi wiosna. Trzymam się tej myśli jak brzytwy i szukam więcej takich książek, ponieważ zmusza mnie do tego moja obecna sytuacja życiowo – związkowa. A Myszce, głównej bohaterce, kibicowałam z całego serca. Sama chciałabym być taka silna jak ona. A Wy czytaliście? Macie swój egzemplarz na półce? Podzielcie się ze mną swoją opinią… ;-)



Za możliwość przeczytania książki dziękuję pani Annie Małysiak z Business & Culture.

Książka bierze udział w wyzwaniu CZYTAM OPASŁE TOMISKA


Tytuł: Kwitnący krzew tamaryszku
Autor: Wanda Majer-Pietraszak
Wydawnictwo:  Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Liczba stron: 560

Moja ocena: 6+/10

11 komentarzy:

  1. Jeszcze nie czytałam, ale mam w planach, ciekawe czy mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłaś mnie:) Książka wydaje się być idealna dla mnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy szuka czegoś innego w książkach, ale myślę, że i Tobie się spodoba. :)

      Usuń
  3. Czytałam tę książkę jakiś czas temu i mnie również przypadła do gustu, choć przyznać trzeba, że momentami cała historia była nieco naiwna, zbyt sielankowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naiwna, naiwna. A dialogi zbyt wyuzdane i takie teatralne... Ale całość wychodzi całkiem sympatycznie. :)

      Usuń
  4. Może być interesująco, chyba się skuszę.

    OdpowiedzUsuń